No i kolejna wizyta u Pani profesor za nami. Mamy już pewność co do
Gangowych płci. Jednak o tym czy coś się zmieniło, nieco później.
Przez ostatni tydzień sporo się wydarzyło. Gang dostał znów milion
prezentów, tym razem mnóstwo zabawek, wanienkę, pchacza i przesłodkie
różowe crocsy, dziękujemy ciociom i wujkom w imieniu własnym i Gangu!
W niedzielę, razem z Ciocią Olą, wujkiem Łukaszem i małym Ignasiem
wybraliśmy się na spacer po parku Oliwskim. Pogoda dopisała, było
cieplutko, słonecznie i przyjemnie, krótko mówiąc wymarzona pogoda na
spacer wczesnym popołudniem. Ewidentnie nie tylko my wpadliśmy na ten
pomysł, bo zagęszczenie spacerowiczów było wręcz ogromne, a jednak
znalazła się dla nas nawet ławeczka w cieniu, na której mogliśmy
przycupnąć, gdy Mysza się zsapała.
W poniedziałek rano przyszedł czas na wyprawę do laboratorium na
pobranie krwi i cały dzień oczekiwania na wyniki. Wygląda na to, że z
Myszową tarczycą już wszystko dobrze, nawet za dobrze, poziom TSH jest
blisko podłogi, ale mimo wszystko endokrynolog wydaje się zadowolony,
więc uznaliśmy, ze my nie mamy się czym martwić. Odrobinę zaniepokoiły
nas wyniki morfologii, bo wygląda na to, że Gang na tyle skutecznie
wysysa Myszę, że mimo ogromnej dawki żelaza, którą matka moich dzieci
przyjmuje, jest i tak na skraju anemii. Tu uspokoiła nas dopiero Pani
profesor, która na dzisiejszej wizycie stwierdziła, że tak przewidywała,
po czym zapisała kobiecie mojego życia podwójnie ogromną dawkę żelaza.
Teraz, poza przepisanymi tabletkami, do śniadania, płatków na mleku,
Mysza zeskrobuje rdzę z Matiza sąsiada, po obiedzie, w ramach deseru
gryzie pięciocalowego gwoździa, a w ramach kolacji liże kadłub Daru
Pomorza i ORP Błyskawica. Dzięki temu, będzie dobrze!
Wizytę mieliśmy umówioną na 10.15, dotarliśmy na miejsce odrobinę
przed czasem, a tam okazało się, że jesteśmy pierwszymi pacjentami
dzisiejszego dnia, dzięki czemu nie musieliśmy czekać aż Pani profesor
skończy z poprzednią pacjentką. Na początku Mysza weszła tradycyjnie
sama, Pani profesor zajrzała jej tam i ówdzie, po czym orzekła, że jest
lepiej niż minimum na tym etapie ciąży. Kiedy już Mysza miała na sobie
spodnie, zostałem zaproszony do gabinetu.
Dziś mieliśmy badanie połówkowe, które przy naszym Gangu trwało
niemal godzinę. Ale po kolei. Najpierw Pani profesor pomierzyła
wszystkie dzieci i orzekła, że Jasia to jednak Jasia, a przez ostatnie
dwa tygodnie żadnej z dziewczyn nic między nogami nie urosło. Czyli
zagadka z tytułu rozwiązana.
Wszystkie laski są zdrowe i pięknie rosną, żadna nie ma cech
charakterystycznych dla jakichkolwiek wad wrodzonych i chorób
genetycznych. Serducha równo biją, a od ostatniej wizyty wszystkie
urosły o niemal sto gramów! Ważą już od 230 do 250 gramów. Mysza nosi w
sobie już niemal kilogram nowych człowieków!
Wszystkim dziewczynkom udało się zrobić jakieś ujęcia w 3D. Dwie były
nieśmiałe, ale jedna odsłoniła buzię. Mysza mówi, że ma uśmiech po
tatusiu (mam nadzieję, że miała na myśli mnie)! Ganguski się rozpychają,
kopią siebie nawzajem, skaczą i tańczą jak szalone. Do tego stopnia, że
ciężko było je jakkolwiek uchwycić do pomiarów. Na szczęście w końcu
się udało.
Po wizycie wróciliśmy do domu, ogarnęliśmy się, zjedliśmy szybki
obiad, po czym ruszyliśmy do Gdyni, gdzie byliśmy umówieni z ciocią Asią
na ciążową sesję, ale o tym dowiecie się z następnego tekstu, który
prawdopodobnie już w tym tygodniu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz