Ta historia zaczyna się w pięknym mieście nad najdłuższym jeziorem w
Polsce – Jeziorakiem. To w Iławie 30 kwietnia 2016 roku powiedzieliśmy
sobie sakramentalne „Tak” z moją żoną, którą na potrzeby tego bloga
nazywał będę Myszą.
Po pięknym ślubie i fantastycznym weselu udaliśmy się w podróż poślubną w nasze ukochane Bieszczady i to tam, w cieniu Połonin postanowiliśmy powiększyć naszą świeżo założoną rodzinę.
Po pięknym ślubie i fantastycznym weselu udaliśmy się w podróż poślubną w nasze ukochane Bieszczady i to tam, w cieniu Połonin postanowiliśmy powiększyć naszą świeżo założoną rodzinę.
Już kilka dni po powrocie do domu, okazało się, że nasz plan
prawdopodobnie się powiódł. Tak mówiły nam testy ciążowe. Pozostało udać
się do lekarza i potwierdzić nasze szczęście. 30 maja udaliśmy się do
doktora, który podczas USG potwierdził, że widzi pęcherzyk ciążowy z
zarodkiem i w jego opinii wszystko jest w najlepszym porządku, ale
poprosił o kolejną wizytę 2 tygodnie później, bo było jeszcze za
wcześnie, żeby ferować wyroki – serducho jeszcze nie biło. Jak
powiedział tak zrobiliśmy, przed wyjściem z przychodni zarejestrowaliśmy
się na kolejną wizytę.
2 tygodnie upłynęły nam pod znakiem niecierpliwego wyczekiwania w
nadziei, że nasze maleństwo okaże się zdrowym silnym zarodkiem. W końcu
nadszedł dzień wizyty. Mysza położyła się na kozetce, ja stanąłem obok
lekarza i nastąpiła chwila wyczekiwania. W końcu po paru minutach
oglądania, przesuwania, drapania się po głowie i zastanawiania, lekarz
spytał czy siedzimy (Mysza leżała na kozetce z kawałkiem USG… no wiecie
gdzie, ja stałem obok lekarza). Pierwsza myśl – bliźniaki! Tym bardziej,
że dziadek Myszy ma brata bliźniaka. Ale nie. To co usłyszeliśmy
przerosło nasze najśmielsze oczekiwania. Może przytoczę w tym miejscu
fragment rozmowy z lekarzem:
L(ekarz): Siedzicie Państwo?
J(a): Bliźnięta?!
L: Nie. Piękne, zdrowe trojaczki!
J: Pan żartuje?!
No nie, nie żartował. Tym sposobem nasze życie stanęło na głowie.
Teraz jesteśmy na etapie przygotowań do przyjścia na świat naszego
potrójnego szczęścia. I o tym właśnie będzie traktował ten blog.
To już 11-ty tydzień, póki co wszystko wygląda dobrze. Mysza
aktualnie jest już po etapie mdłości i na etapie bycia cały czas głodną,
ale to dobry znak.
Wpisy postaram się dodawać w miarę regularnie i na bieżąco informować jak sytuacja się rozwija.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz