piątek, 25 września 2020

Bieszczady #2 Wielka Rawka z Przełęczy Wyżnej

Drugi dzień naszego pobytu powitał nas delikatnie zachmurzonym niebem, ale jednak z przewagą słońca. Prognozy były jednoznaczne - padać nie będzie. Skoro tak, z samego rana zjedliśmy śniadanie, spakowaliśmy plecaki, co przy wyprawie w góry z trójką dzieci, wcale nie było łatwe i szybkie, po czym wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy w kierunku Wetliny. 
 

Pierwotnie plan zakładał, że pojedziemy do Wołosatego i stamtąd wystartujemy na Bieszczadzki Klasyk, czyli Przełęcz Bukowską, Rozsypaniec, Halicz i Przełęcz Goprowską do Wołosatego. Oczywiście, jak już wspomniałem w poprzednim tekście, planowanie czegokolwiek przy trójce dzieci, zupełnie mija się z celem. Z naszej bazy wypadowej wyjechaliśmy stosunkowo późno, co już na samym starcie zmusiło nas do zweryfikowania dystansu, który będziemy mieć do przejścia. Poza tym jeszcze przed wyjazdem z Gdańska przeczytaliśmy, że Bieszczadzki Park Narodowy wytyczył zupełnie nowy, żółty szlak, który prowadzi z Przełęczy Wyżnej w kierunku Działu i jest przedłużeniem szlaku z Połoniny Wetlińskiej do Przełęczy Wyżnej. Postanowiliśmy spróbować tego wariantu. 

Auto zaparkowaliśmy na parkingu pod Zajazdem u Górala na Przełęczy Wyżnej i w tym momencie doznałem pierwszego szoku - cena parkingu za cały dzień to 25 złotych, sporo, biorąc pod uwagę, że za wejście na szlak dorosły musi zapłacić kolejne 8 złotych, a dziecko/młodzież powyżej 7 roku życia 4 złote. Faktem jest, że parking należy do prywatnego właściciela (tego samego, do którego należy zajazd), jednak cena trochę zwala z nóg, tym bardziej, że parę dni przed wyjazdem z trójmiasta parkowałem w pasie nadmorskim w Gdańsku Brzeźnie i za cały dzień parkingu płaciłem dychę. No ale nic to, jesteśmy w Bieszczadach, nie będę narzekał na ceny!

Po uiszczeniu opłaty za wejście na szlak (co od niedawna można uczynić również przez internet, nie trzeba się rejestrować, tu duży plus dla BdPN), ruszamy w las. Nie na długo, bo już po kilku minutach wychodzimy na rozległą polanę, która serwuje piękny widok na Królową Bieszczad, którą w mojej opinii wcale nie jest Tarnica, a Połonina Caryńska, piękna, monumentalna i górująca nad okolicą. 
 
Po kilku minutach marszu wychodzimy na polanę, z której mamy takie widoki
 
Po nacieszeniu oczu tym fantastycznym, żywym obrazem, ruszamy dalej. Przed nami leśny odcinek mozolnego, miejscami bardzo ostrego, pięcia się pod górę. Po kilkunastu minutach wspinaczki dziewczyny zaczynają narzekać, ale nie na trudy wspinaczki, a na nudę! Zdaniem, które najczęściej dało się słyszeć z ust Kingi i Ani było "Ja chcę już wyjść z tego lasu!".
 
Na początku najdzielniejszym wędrowcem była Diana

Diana zamiast narzekać, postanowiła narzucić sobie i mnie dość szybkie tempo, dzięki czemu jako pierwsza doszła do powalonego drzewa, które posłużyło nam za prowizoryczną ławeczkę, na której mogliśmy odpocząć i poczekać na mamę i siostry. W nogach mieliśmy w tym momencie jakieś 100 metrów przewyższenia, zrobione w ciągu niespełna pół godziny, a do pokonania pozostało nam ponad drugie tyle. Przez ułamek sekundy nie byłem pewien, czy dzieciaki dadzą radę, ale rzut oka na ich zmotywowane i pełne energii buzie wystarczył, żebym wyzbył się wszelkich wątpliwości. Łyk wody i dalej w górę! Szlakowskaz przy Przełęczy Wyżnej wskazywał czas wejścia 1 godzina i 10 minut, jako że tym szlakiem szliśmy po raz pierwszy, założyliśmy z Asią, że przy pokonywaniu tego odcinka z dzieciakami musimy przygotować się na około godzinę i 50 minut marszu. Jakież było nasze zdziwienie, gdy po nieco ponad godzinie las zaczął się przerzedzać, a naszym oczom ukazała się grań szczytowa Działu! Wędrówka zajęła nam zaledwie 5 minut dłużej, niż czas podawany przez BdPN!

Ania zapoznaje się ze szlakowskazem na grani Działu

Kilkadziesiąt metrów na wschód po osiągnięciu grani znajduje się bardzo przyjemna wiata z ławkami i stołami, w której postanowiliśmy zrobić sobie przerwę, nagrodzić nasze córki za wysiłek i zdobycie swojego pierwszego górskiego szczytu, a także zastanowić się co dalej. Pierwotnie planowaliśmy zejście po śladach, ale skoro tak świetnie wyszło im pokonanie 250 metrów przewyższenia na stosunkowo krótkim odcinku, to może spróbujemy zaatakować Małą Rawkę? Na pytanie czy idziemy dalej, czy też schodzimy do auta, nasze małe podróżniczki zareagowały jednogłośnie "Idziemy w góry!". Nie pozostało nam nic innego, jak spakować śmieci do plecaka i ruszyć dalej na wschód w kierunku Małej Rawki. Tu szlak biegnie częściowo przez las, częściowo polanami, ale cały czas granią, raz po raz odsłaniając nam panoramę to Połonin na północy, to Pasma Granicznego na południu. 

Przed nami Mała Rawka

Po około dwóch godzinach marszu i zachwytów dziewczyn wyrażanych wykrzykiwanym raz po raz "Mamo, tato, ale piękny widok!", przed nami ostatnie tego dnia ostre podejście i po chwili meldujemy się na szczycie Małej Rawki, gdzie planujemy kolejny dłuższy odpoczynek. Niestety znajdujący się tam tłum, za sprawą szumu rozmów, przypominającego sam środek ula, raczej nie zachęca do postoju.


 

Po krótkim namyśle i konsultacji z dziewczynami, postanawiamy zejście do Przełęczy pod Rawkami i atak na Wielką Rawkę. Zejście z Małej Rawki do przełęczy jest całkiem przyjemne i już po kilku minutach żwawego marszu daje nam schronienie od południowego słońca w cieniu znajdującego się tam lasu. Po wyjściu nieco powyżej przełęczy ukazuje nam się w całej okazałości Wielka Rawka. Teraz już tylko dość ostry trawers zachodnim zboczem dzieli nas od osiągnięcia szczytu. Dziewczyny z wspinaniem radzą sobie świetnie, mimo że miejscami muszą pomagać sobie rękoma. Po jakiś 25 minutach od wyjścia z lasu osiągamy szczyt Wielkiej Rawki znajdujący się na wysokości 1304 m n.p.m. Jest to najwyższy punkt, w którym jak dotąd były nasze małe wędrowniczki. Na odpoczynek wybieramy charakterystyczny betonowy słup, który jest pozostałością po punkcie geodezyjnym, a który stoi odrobinę poniżej szczytu. Roztacza się stąd absolutnie fantastyczna panorama na całą Połoninę Caryńską, Połoninę Wetlińską, gniazdo Tarnicy a nieco dalej Bukowe Berdo. W dole majaczą Ustrzyki Górne z charakterystycznym, doskonale znanym wszystkim fanom serialu Wataha budynkiem Straży Granicznej, zaś nieco na południowy-wschód Wołosate.

 


 

Po lewej Połonina Caryńska, po prawej Bukowe Berdo i Gniazdo Tarnicy

Po zasłużonym odpoczynku pozostało zdecydować o drodze, którą będziemy schodzić. Nie chcieliśmy wracać po śladach do Przełęczy Wyżnej, bo najzwyczajniej w świecie nie lubimy chodzenia po śladach. W grę wchodziło zejście niebieskim szlakiem granicznym do Ustrzyk Górnych, ewentualnie powrót na Małą Rawkę i zejście zielonym szlakiem do Bacówki pod Małą Rawką i dalej do Przełęczy Wyżniańskiej. Zdecydowaliśmy się na drugi wariant i już na pierwszych metrach zejścia zaczęliśmy tego żałować. A wszystko za sprawą... schodów. Ja rozumiem, że Park w ten sposób usiłuje zapobiec erozji szlaków, ale moim zdaniem nie ma nic gorszego niż schody w górach. A schody z, czy też na Małą Rawkę zaczynały się wtedy na wysokości wodospadu pod Małą Rawką i ciągnęły się do samego szczytu, ale podczas naszej wędrówki pracownicy BdPN układali je dalej w kierunku Bacówki. 

Piekielne schody zaczynały się pod kopułą szczytową, kończyły na wysokości wodospadu, w tej chwili pewnie położone są już znacznie niżej

Do Bacówki pod Małą Rawką dotarliśmy po niespełna 5 godzinach marszu od wyjścia z Przełęczy Wyżnej, czas podany na szlakowskazach zakładał pokonanie tej trasy w 4 godziny 10 minut. Zmęczeni, ale zadowoleni z pokonania około 10 kilometrów, ale nade wszystko dumni z naszych dziewczyn, że dały radę i ze stylu w jakim tego dokonały, siadamy na ławce w cieniu bacówki na zasłużony odpoczynek. Pozostaje nam dojść do Przełęczy Wyżnianskiej i stamtąd złapać jakiś transport do Przełęczy Wyżnej, gdzie czeka nasze auto, a następnie powrót do naszej bazy. 

A poniżej przedstawiam garść statystyk z aplikacji Endomondo, która nam towarzyszyła.




 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz